
Cały dzień bezwstydnie leniuchowaliśmy oglądając filmy. W przerwach Jachu grał, a ja czytałam książkę i drzemałam. Czy ja doprawdy muszę tak dużo spać? Wkurzające. W dzieciństwie musiała mnie użądlić mucha tse-tse i mam chroniczną i nieuleczalną śpiączkę. Gdybym się nie zmusiła i siłą woli nie ruszyła nogami i rękami nic byśmy przez cały dzień nie zjedli. Może po objadaniu się w święta to nie byłby najgorszy pomysł. Jachu tak w każdym razie stwierdził. Pomysłem zawieszenia kontaktów z rodzicami podzieliłam się z Jachem i cokolwiek byśmy dzisiaj nie robili lub nie oglądali ten temat wracał pomiędzy nami. Rozmawialiśmy bardzo dużo. Jachu zna przykłady, kiedy oderwanie od rodziców uratowało dorosłych ludzi.
Na fali takich rozmów zadzwoniłam do rodziców, że nie przyjedziemy w niedzielę. Mama była nietrzeźwa, nie mogła sklecić całego zdania. Tata musiał jej odebrać słuchawkę. Wymówiłam nas takim sobie stanem zdrowia. Drabie mnie gardło, mam katar, pobolewa głowa. Nie damy rady. Tata powiedział: „Nie szkodzi, rozumiemy”. To był bardzo duży koszt emocjonalny dla mnie. Bałam się przed, przeżywam w trakcie, prawie się rozpłakałam. Z drugiej strony byłam z siebie dumna, że się odważyłam i pozostałam konsekwentna. Po odłożeniu słuchawki poczułam niewyobrażalną ulgę, że nie muszę jutro tam być. Obroniłam siebie. Poczułam się o niebo lepiej niż gdybym zdecydowała się pojechać do rodziców. Nie chciało mi się nawet spać w dzień, byłam bardzo zadowolona z siebie. Dużo posprzątałam i pod wieczór poczułam się przeciążona. W nocy nie mogłam zasnąć.
Czy naprawdę jestem za bardzo z rodzicami związana? Toksyczną pępowiną oczekiwań i relacji?