
W nocy miałam sny koszmarnie nieprzyjemne. Z każdej strony otaczała mnie powódź. Jacyś ludzie w hotelu, w którym się zatrzymałam, krzyczeli, wołali, żeby uciekać. Starałam się spakować, ale nie mogłam. Wszędzie porozrzucane były moje rzeczy. Jeśli ich nie zabiorę to je stracę. Wszędzie moje kwiaty. Jak mam to wszystko spakować. Jak ja tu przyjechałam. A tak samochodem, który teraz jest pod wodą. Ludzie krzyczeli, a ja widziałam jak woda zaczynała sięgać do parapetu. Wielka, bura, wzburzona woda. Z małego strumyczku. Na stacji kolejowej jest ciemno. Kasy zamknięte. Pociągi nie jeżdżą. Dookoła błąkają się jacyś dziwni ludzie omijając żółte światła latarni. Ktoś jest przy mnie. To ktoś kogo znam. Próbuję uciec, ale nie mogę. Krzyczę „zostaw mnie”, choć strasznie boję się tych ludzi z cienia. Biegnę pod górkę koło stacji, zbiegam z powrotem. Wszędzie jest on. W pociągu jest tak potwornie ciasno. Nie ma jak usiąść. Wszyscy mnie dotykają. Wyobrażam sobie, że mam kolce jeża, ale to nie pomaga. Pijani ludzi, śmierdzący, brudni. Mocz na podłodze. Autobus nie jedzie do domu, skręca niespodziewanie w boczną uliczkę. Gdzie ja jestem? Dookoła jakieś pola. To niemożliwe, powinny być domki, bloki. Włóczę się bez sensu szukając drogi. Nie mogę trafić. Ślepe ulice, żar z nieba, kurz na drodze. Czuję jak cała pokrywam się tym kurzem, zaraz nie wezmę oddechu, mam w ustach piasek. Drzwi do domu rodziców powodują radość. Jak tu trafiłam? Nieważne, jestem w domu. Otwieram drzwi i witają mnie rodzice… pijani. Zataczają się w korytarzu. Dokąd mam uciec? Przecież nie mam innego miejsca? Gdzie jest Jachu? Czy mnie porzucił? Nie odzywa się, nie dzwoni? Czy to koniec?
Obudził mnie Anubis miaucząc mi prosto do ucha i uciekając szybko. Jachu rano po cichutku poszedł do pracy. Kotek nie przestając mnie wołać pobiegł do kuchni. Kryzys kryzysem, sen snem, ale miseczka sama się nie napełni. Może jednak go udusić? Ale kto mnie wtedy obudzi ze złego snu.