– Chcę, żebyś skończyła ten romans. – rzekł mąż do żony.
Ale najpierw musiałabym go zacząć…
Nieprawda. Zaczęłam go rok temu. W czasie wakacji. Nieprawda. Zaczęłam go w głowie. Dawno temu. Nastolatka we mnie przypomniała mi. Pewnego dnia się zakochałam.
Zaczęłam więc romans. Z nie swoimi wspomnieniami. Twarz ma kogoś innego i włosy też. Tylko zakochanie jest prawdziwe. Pierwsze, naiwne i za mocne. Choć już wtedy pociągało mnie ciało. Moje, jego, dotyk, smak ust. Słabości.
Zaczęłam romans. To miała być radosna zabawa. Była. Pisałam i śmialiśmy się razem. Czasami pod wpływem zbyt odważnych słów kochaliśmy się zmieniając historie w uniesienia. Czasami marszczył czoło i udawał, że jest zazdrosny. Ale czy można być zazdrosnym o słowa, o wyobraźnię, o nieprawdziwe wspomnienia? Można…
Chcę zakończyć ten romans Ukochany. Cieszy mnie sama praca nad nim, cieszy mnie obecność jej i jego w moim życiu, cieszy mnie, że mogło być inaczej. W mojej głowie odgrywają się obrazy, postacie mijają się i czasami łączy ich tylko wyobrażenie zapachu. To wystarcza.
Twoje ciało pachnie rozkoszą. Twoje usta smakują truskawkami.
Pisanie romansu wiążę się z zazdrością? A czytanie pisanych przez innych? Nie. Więc niechaj ten romans też powstaje, bo są chętni do czytania:-) Gra słów, kreowanie swojej kreatywności to tylko rozwijanie się, a czyny za ty mnie idą, nie muszą iść, więc jaka zazdrość?
Dziękuję 😍🤗 Myślę, że zarówno pisanie, jak i czytanie romansów może wiązać się z zazdrością. Zgrzeszyć można MYŚLĄ, MOWĄ i uczynkiem 😄
Zazdrość to ciekawe uczucie. Ostatnio je poczułam. Po 14 latach bycia razem. Zupełnie dla mnie dotychczas obce, nieznane. Niby normalne, a ja się czuję, jakby coś się we mnie zepsuło. Bycie nie-zazdrosnym jest dużo bardziej bezpieczne, spokojne. Mam nadzieję, że to tylko rodzaj wirusa, jak na przykład grypy, i samo przejdzie z czasem 😂😘