Wszystko miało być inaczej. „Inna beczka” miała służyć innym opowieściom. Nie moim, gościnnym. Zabawnym i radosnym. Nie tym smutasom, które zazwyczaj piszę. To miały być swobodne myśli igrające w przestworzach genialnego umysłu. Nie mojego.
Codzienniki – wstydniki. Chciałabym pisać bez zahamowań, bez wielokrotnego sprawdzania, martwienia się pisownią, strukturą tekstu, ortografią, choć to ostatnie załatwia za mnie komputer. Pisania, ot tak sobie. Bez natchnienia i z nim. W pochmurne dni i słoneczne. Nie potrafiłam. Czy teraz będę umiała zacząć?
Nie wstydzić się… Ktoś powiedział, że prowadzenie bloga jest jak wystawianie straganu w środku lasu z nadzieją, że ktoś nas przypadkiem znajdzie. Jakie jest prawdopodobieństwo? No żadne. A co jeśli do tego stragan jest pusty? Porażka.
Nie jestem porażką. Jestem strachem. Jestem niedokończoną historią…
Tak. Tutaj spróbuję. Choćby miałoby to być pisanie o pogodzie. Bo dzisiaj świeci słońce. Rano wybrałam się na spacer, żeby pożegnać przymrozek, nacieszyć wzrok białymi otokami liści, wystawić twarz do słońca. Lubię moje piegi.
Myślę o romansie…
O tak, niechaj romans powstaje, jak cudownie będzie go czytać na trawie w tym lesie, gdzie nad głową szumieć będą drzewa…
Cieszę się, że przełamujesz strach, jestem z Tobą.
Ajć! A mnie właśnie od nowa strach dopadł i hipnotyzuje okropnymi oczyskami! Uciekam, ale przynajmniej szafę i balkon będę mieć posprzątane. Tylko czy o to chodziło…
Jeśli strach i ucieczka to pewnie nie za dobrze, ale jeśli ten czas na porządki to dystans i czas na coś nowego? Jeśli strach to zajrzyj za drzwi za którymi stoi, bo tak kawałek dalej jest zdecydowanie mniejszy 🙂