
„Mam prawo do znalezienia swojego miejsca w świecie.” Prawa DDA.
Postanowiłam spróbować napisać list do rodziców. Może tym razem go wyślę. Próba pierwsza.
Kochani Rodzice,
Kochana Mamo, Kochany Tato.
Od jakiegoś czasu przymierzam się do napisania listu do Was.
Bardzo Was kocham i myślę o Was.
Kochani, nie potrafię pogodzić się z tym, co się u Was dzieje. Nie potrafię zaakceptować, jak to radziła Sylwia. Nie chcę dłużej udawać. Za bardzo mnie to boli. Tak częsty widok Mamy poobijanej, obolałej, nie mogącej wymówić słowa, zaciskającej usta, żeby nie było czuć alkoholu, lub będącej złośliwej, bo przez naszą obecność nie może się napić.
Pamiętam, jak kiedyś odkryłam rany na głowie Mamy, głębokie, świeże. Byłam zszokowana. Mama wmawiała mi, że tak się jej dzieje i nie zamierzała iść do lekarza. Rany się zagoiły, ale w ubiegłym roku na spotkaniu u Sylwii Mama pojawiła się z olbrzymim guzem na czole, którego nie udało jej się ukryć pod makijażem. Pół głowy miała spuchnięte.
Kiedy okazało się Mamo, że masz złamane wszystkie żebra z lewej strony, myślałam, że serce mi pęknie. I mimo pobytu w szpitalu, ropy w płucach paliłaś nadal papierosy. Nie mogłam sobie poradzić. Chwaliłaś się tym. Tak jak całkiem niedawno przed tym zdarzeniem chwaliłaś mi się, ilością wypitego alkoholu z koleżanką. Dlaczego Cię słuchałam? Nie wiem, ale raniło mnie to potwornie. I to powtarzanie: „jak to się mogło stać, że mam żebra złamane”. Ja mogę się domyślać. Stało się to w ten sam sposób, jak Twoje głębokie rany na głowie, czy guz na czole.
Kiedy przyjechałam do Was przed świętami po składniki do sosu Mama była tak pijana, że przewracała się na podłogę. Zasłaniałeś ją sobą Tato i starałeś się podtrzymać. Myślałeś, że nie zauważymy, że Mama nie może się utrzymać na nogach? Wtedy coś we mnie zaczęło pękać. Mamo byłaś potwornie spuchnięta na twarzy, bardzo źle wyglądałaś, i pomimo że rozdzieliłaś gotowanie potraw na święta, sama wszystko też ugotowałaś. Szczypiorek w zamkniętej siatce ze składnikami na sos kompletnie zgnił. A potem w święta, byłaś nieobecna, mówiłaś bez składu, a Ty Tato patrzyłeś na to wszystko i nic nie zrobiłeś. Udawałeś, że wszystko jest ok, w sekrecie popijaliście alkohol z Witkiem w barku. Nie zaprzeczaj.
Przez te lata próbowałam bardzo wiele. Prosiłam, krzyczałam, upierałam się, płakałam i znowu prosiłam. Rozmawiałam wielokrotnie z Wami. Pamiętam, jak kiedyś powiedziałeś mi Tato, że Mama pije, bo jej nie pomagamy. Pomagałam więc, ale to na nic się nie zdało. Po studiach namówiłam Mamę do pójścia do Ośrodka Leczenia Uzależnień. Wyszłyśmy stamtąd wstrząśnięte. Do Mamy dotarło, że jest alkoholiczką, płakałyśmy obie. Tak wielką nadzieję miałam wtedy, że Mama podejmie leczenie, że można coś zmienić. Następnego dnia zadzwoniła do mnie, żeby przekazać, że usłyszała od Ciebie Tato, że ta terapeutka przesadza, a ja jestem przewrażliwiona i mam się wami nie przejmować. To było tyle lat temu. Byłam wściekła, przyjechałam do Ciebie, przyznałeś, że wiesz, że Mama nadużywa alkoholu, że czeka aż pójdziesz spać, idzie do barku i pije w nocy. Kiedy naciskałam na Ciebie, dlaczego nic nie zrobisz, powiedziałeś: „Chcę mieć święty spokój”. Do tej pory nie mogę tego zapomnieć.
Chcę rozumieć, że to są Wasze wybory i Wasze życie. Nie chcę Wam niczego narzucać ani Was do niczego zmuszać. Koniec z tym. Oddaję Wam Wasze życie i tego samego pragnę dla siebie. Chcę o siebie zadbać i podejmować swoje decyzje.
Ponieważ nie chcę i nie potrafię zaakceptować tej sytuacji, nie będę w niej uczestniczyć.
Za każdym razem, kiedy Was odwiedzałam, rozmawiałam z Wami, czy czytałam smsy pękało mi serce i nie mogłam przez dłuższy czas się pozbierać. Nie chcę tak żyć, nie chcę żeby tak było. Wy macie prawo do Waszego życia, ja do mojego. Daję Wam wolność i daję sobie wolność.
Tato, tak bardzo nie mogę pogodzić się z tym, co się dzieje. Tak wiele złości odczuwam i żalu. Wiem, że też jesteś chory i jak to kiedyś powiedziałeś bez koniaczku, czy piwa nie możesz się obyć, bo masz za niskie ciśnienie – tak to tłumaczyłeś. A jednak kiedy Mama podejmowała próby nie picia alkoholu, Ty nie wsparłeś jej swoim nie piciem. Błagałam Cię, żebyś zamknął barek i nie uzupełniał go więcej. Nie było to dla Ciebie możliwe. Nie raz byłam świadkiem, jak nalewałeś Mamie alkohol. Te słowa ciągle słyszę: „chcę mieć święty spokój”. Nie mogę tego zrozumieć. W ubiegłym roku powiedziałeś do Mamy przy stole: „Lepiej się nie odzywaj, bo gadasz głupoty”. Nie mogłam uwierzyć, że tak bez szacunku można się zwrócić do najbliższej osoby. Nie mogę pogodzić się z tym, że udajesz, że nie widzisz ran Mamy, tego co sobie robi, że kryłeś jej picie, zamiast coś zrobić, że ważniejsze są dla Ciebie inne rzeczy, niż zdrowie Mamy.
Kochani, taką drogę wybraliście, a ja nie chcę jej zaakceptować. Chcę o siebie zadbać. Mam rodzinę i dla niej się staram. Dla Jacha i Jędrka. Nie chcę się rozpadać i myśleć, że nie ma uwolnienia od Waszych kłopotów. Nie kontaktujcie się proszę ze mną. Nie będę czytała smsów, nie będę odbierała telefonów ani odsłuchiwała poczty głosowej. Jeśli kiedyś poczuję dosyć siły w sobie, odezwę się.
Kocham Was z całego serca i życzę Wam wszystkiego, co najlepsze. Wasza A.