
Po świętach zostały mi mazurki z przypalonym kajmakiem. Nikt poza moim dzielnym Jachem nie chciał ich jeść. Zupa, którą dostałam od mamy i jajka na twardo strasznie śmierdzą. Może jutro się ich pozbędę. Dobrze, że już jest po.
Kotek też się ucieszył, bo po raz pierwszy od kilku dni przestał na nas krzyczeć, skarżyć się żałośnie i psocić. Przytuliłam mocno twarz do jego futerka. Wyglądał na niespecjalnie szczęśliwego, ale mruczał dzielnie. Miło mi było, choć skończyłam cała w jego sierści. Miałam ją w buzi, w nosie, w oczach, a nawet w uszach.