
Znowu było zimno, deszczowo i nieprzyjemnie. Wiał chłodny wiatr. Kotek uciekł z balkonu pod koc, kiedy sprawdzałam, czy rośliny na dworze jeszcze żyją. Smutno mi, kiedy zamiast wiosny mamy lutową pogodę. Upiekłam szarlotkę, dzielnie idąc w południe po zakupy. Chociaż tyle mogłam zrobić, żeby uciec od beznadziei. Wieczorem szarlotki już nie było. Czy to ja wszystko zjadłam? Czuję się niewiarygodnie gruba, nie ma dla mnie ratunku.
W ciągu dnia powtarzałam sobie, że nadmierna tęsknota za rodzicami świadczy o zbyt mocnym związaniu się z nimi. Nie pomogło.