Z wanny do nieba…

Weszłam do windy…

Weszła do wanny. Zbyt gorąca woda parzyła ją w nogi. W pierwszym odruchu chciała wyskoczyć, ale powstrzymała się. Jak nic będę mieć poparzenia – pomyślała. Ale zbyt lubiła zaczerwienioną skórę, łydki, ciało, żeby z tego zrezygnować. Szybko odkręciła kurek z zimną wodą. W tym ukropie nie da się usiąść. Martwiła się o niego, jego ciśnienie. On zdecydowanie nie powinien zażywać takich wstrząsów.

Jak to jest, że on spędza więcej czasu przed lustrem niż ja – roześmiała się w myślach. Kiedy wydawało się jej, że wręcz chłodna woda opływa jej nogi, podjęła próbę zanurzenia się. Woda rozkosznie wciąż była za gorąca. Mina na jego twarzy, kiedy wszedł do wanny potwierdzała to w zupełności. Rzuciła się do kurka. Ona była jak jaszczurka, uwielbiała ciepło i gorąco, bez względu na zdrowie i wygląd. O niego dbała. Wyraz ulgi pojawił się na jego twarzy.

Usiedliśmy. Jak zawsze z dużą ilością piany, jak zawsze w cudownym zapachu wody połączonej z płynem, delikatnym i kojącym. Jak zawsze spletliśmy nogi, zanurzyliśmy się zbliżając się do siebie. Współczesna rzeczywistość, łazienka za małą, żeby zmieścić dużą wannę, zapewniała nam konieczną bliskość. Oparłam rozgrzane ręce na jego kolanach wystających z wody, on swoje na moich. Błogostan, rozluźniłam się. Nie musimy rozmawiać, nie musimy nic. Totalny relaks, głowa oparta na obrzeżu wanny pośród szeleszczącej piany. Zamknęłam oczy.

Do windy wsiadłam pierwsza. Za mną wsiadł on. W zielonym t-shircie, zielonych spodniach, z wąskim plecaczkiem, też zielonym. Zielony człowiek. Uśmiechnął się i na chwilę zgubiłam się w jego zielonych oczach. Stanął do mnie tyłem i do woli mogłam przyglądać się jego sylwetce. Długie nogi, szerokie plecy, włosy splecione w warkocz. Przystojniaczek. I wstyd się przyznać, lekki dreszczyk przebiegł mnie w nieprzyzwoitym miejscu. Czy aż tak jestem wyposzczona? Czy tak silnie działają jego feromony? Koszulka włożona w spodnie podkreślała zgrabny i umięśniony tyłek. Już zaczęłam sobie wyobrażać siebie w jego ramionach w namiętnym pocałunku, kiedy coś zgrzytnęło i winda stanęła.

Zawsze w takiej sytuacji mam myśl, że lepiej stanąć pomiędzy piętrami niż znaleźć się w spadającej windzie, która niechybnie z hukiem roztrzaska się w oka mgnieniu. Żadnej klaustrofobii, lęków. Pewnie inaczej bym się poczuła, gdyby jednak winda postanowiła spaść. Albo gdybym nie była w tak atrakcyjnym towarzystwie. Obrócił się z przepraszającym uśmiechem, jakby zatrzymanie się windy było jego winą. W mój uśmiech włożyłam zaprzeczenie tej teorii i całe zrozumienie dla zacinających się wind. Oparł się plecami o boczną ścianę. Teraz mogłam go sobie obejrzeć od przodu. Silny, wysoki, muskularny, nieco zaokrąglony na brzuszku. Wciągnęłam jego zapach i już miałam kłopot, żeby powstrzymać się przed rzuceniem się na niego, gdy światło w windzie zgasło. Był przy mnie. W nanosekundzie utonęłam w silnym uścisku, jego usta dotknęły moich. Co jest, on widzi po ciemku?

Na więcej myśli nie starczyło miejsca. Rany, jak on całował. Zachłannie i namiętnie, ściskając mnie mocno. Przyciskając mnie mocno. Doskonale czułam jego ramiona wbite pomiędzy mnie a bok windy. Przywarłam do niego całym ciałem. Czułam, że jego też ogarnęła fala gorąca i podniecenia. Gotowa byłam zrobić to tu i teraz, bez względu na miejsce, na możliwość ruszenia windy, zapalenie światła, ludzi na piętrach. Tylko to, tylko on. Jego usta, język, gorąco, ramiona, ciało. Był zdecydowanie wyższy ode mnie i ginęłam w jego uścisku. Ginęłam naprawdę.

Oderwał się ode mnie, założę się, że się uśmiechnął w ciemnościach. Delikatnie wyplątał się z moich rąk i chwycił za dłonie. Jego dłonie parzyły. Chwilę tak postaliśmy. Uspakajałam się, czy on też? Co on sobie o mnie pomyślał? Z przypadkowym mężczyzną w windzie. Wstyd. Ale moje ciało nie chciało tego poczuć. Ciągle przyjemność i rozkosz wypełniała żyły, mięśnie, głowę, emocje. Z ociąganiem i jakby z żalem puścił moje dłonie. Oparł się o swój bok windy. Milczenie, ciemność. Uczucie przyjemności, spokoju, ciekawości.

Poruszył się i przestraszyłam się. A co jeśli jest seryjnym zabójcą, zabijającym kobiety w windzie po zmysłowym pocałunku? Ale on tylko usiadł. Po chwili błysnęło światło z komórki. Mogłam mu się dyskretnie przyjrzeć. A więc ta twarz była tak blisko mojej, te ramiona mnie ściskały, te dłonie grzały. To te usta smakowały truskawkami w pocałunku. Nie powstrzymałam się przed obliźnięciem warg. Złapał mój wzrok. Uśmiechnął się. Jaki on był słodki, mogłabym w całości utonąć w tych oczach.

Zgrzyt, światło, winda ruszyła. Jeszcze jeden uśmiech, oczy zielone, głębokie westchnienie. Moje. Parter.

Wysiadł pierwszy i znowu mogłam podziwiać jego pośladki. Ludzie zgromadzeni dookoła spojrzeli na mnie z dezaprobatą. Czy wiedzą? Szybko ruszyłam przed siebie. Ja przecież nawet nie znam jego imienia. Nie szkodzi, miałam przeczucie, że jeszcze się spotkamy. Zanim zniknął za drzwiami bloku, na moment odwrócił się i cały się roześmiał. Jego oczy się śmiały i ciało, i usta. Rozpromieniłam się. Tak, na pewno jeszcze się spotkamy.

Wzięła głęboki oddech. Czy przyznać się mężowi do takich myśli? Poruszył się nieznacznie i piana zafalowała. Przecież i tak nieznajomy w windzie miał jego twarz, jego oczy, jego dłonie, ramiona, pośladki i usta. Uchyliła oczy, spod przymrużonych powiek na nią patrzył. Poczułam go w wodzie. Czyli miał podobne myśli. O naszej bliskości, pocałunkach, dotykaniu ciał. Rozpłynęliśmy się. Kiedy na nową wróciliśmy do rzeczywistości, woda w wannie była nieomalże chłodna. Taka inna od naszych ciał…

6 thoughts on “Z wanny do nieba…

Skomentuj Monika Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *