
Zakład golibrody był tak naprawdę portalem. Portalem do dawnego życia. Do przytuleń, fascynacji i bliskości, ciepła. Bez wahań, z pewnością. Z sensem życia, którym był on. Krucha konstrukcja, gdy oparta na innych. Mrówcze nogi w szeregu. Bez miejsca na opór. Czy tak chciałam? Zapomnienie, smutek. Zgubione zdjęcia, których nie było. Zachwyt… nie mną. Iść, iść, żyć, żyć. Szereg segmentów. Zmieszane pary nóg, wspomnień, zażyłości. Jak brzmiało słowo klucz? On miał bardziej. Ja mniej. Przepowiadane rozstania, obecna rzeczywistość. Nie chcę tam wracać! Do pustki, nieistnienia, wysokich ścian dusznego więzienia. Kopczyk igiełek, piasku i dzieci. Nie moich. Przycięta, zniszczona. Mała mrówka sikająca kwasem na wycelowaną w nią złość. Gniewna bezsilność zduszonego ciała. Dzisiaj chcę umrzeć. Patos słów. Nerwoból istnienia. Mrzonka. /M/

Uwielbiałem niemal niesłyszalny szelest, kiedy się zbliżała
Wiedziałem, że najbardziej kochała ciepło mojego ciała
Pośród nocnej ciszy znów przybyła
Podekscytowany jej bliskością ruszyłem się zbyt gwałtownie
Szybki niczym błyskawica pocałunek zaskoczył mnie
Czy to z rozkoszy oczy zaszły mi mgłą?
Odpłynąłem w niebyt
Żmija
/P/
Hmm… Interesujące🙂Autorki napisałaś dla mnie zagwozdkę🙂Niby proste słowa, ale u Ciebie zawsze przeplatane emocjami, może dlatego trudno odszyfrować. Ale w głowie zostało i szukam co dla mnie to znaczy.
Dziękuję, że Jesteś! 🥰💛